piątek, 8 lipca 2011

Nasza opowieść

  Dawno, dawno temu, wczoraj wieczorem, a może jutro rano z fagocytował mnie słoń z ementalerem zamiast głowy. Broniłem się szczotką do zębów jedząc awokado, które było pod ręką. Połamany trafiłem do szpitala, lecz lekarze wystawiający ekspertyzę umieścili mnie na ulicy 1000 - lecia, czyli w psychiatryku. Nie spędziłem tam dużo czasu, gdyż wyspecjalizowana grupa zdesperowanych lam przeprowadziła operację "Odyssey down". Wykrzykując coś po somalijsku  i wysadzając wschodni blok budynku umożliwili mi ucieczkę. Wraz z przyjaciółmi ze 160- kilometrowego lasu, czyli Fredziem Pstrągiem Tęczowym, Gienkiem Psychopatą i z czerwonymi policzkami faceta z piły wyruszyliśmy na podbój Wiednia. Niefart chciał, że wsiadłem nie do tego Teleexpressu. Wylądowałem we wsi Pacanów, gdzie 40 moherowych beretów spytało mnie o to, jak najszybciej dotrzeć do domu babuni omijając zielony krwiożercy mech. Chwiejnym krokiem doszedłem do baru "Pod mostem", gdzie zamówiłem チリからチリ czyli czile z czile + ewentualnie zsiadłe mleko do popicia. Znudzony występem stepujących muchomorów poszedłem dalej w poszukiwaniu zaginionego magicznego pyrka. Po 100 dniach truchtania znalazłem go nad otchłanią mroku, którego bronił różowy krokodyl. Po długim tańcu z bestią wrzuciłem ją w przepaść krzycząc "This is Pacanów". Ciesząc się w zwolnionym tępie, usłyszałem dzikie wrzaski, był to protest Pinkpeace, które zarzuciło mi morderstwo rzadkiego zwierzęcia. Zapłaciłem kaucje w precelkach i wyruszyłem do domu,, aby móc użyć mocy pyrka spełniającego 2,5 życzenia. Pierwszym życzeniem było;
- Pyrku chcę, aby moje perkopany nie śmierdziały.
Zabrzmiała kocia muzyka i moje kandahary pachniało wezyrem.
- Pyrku chcę mieć promień w oczach i tworzyć chińskie zupki w 3 sekundy.
I tak w ciągu 10 minut zwalczyłem głód na świecie. I ostatnie życzenie;
- Chcę być czarny.
Zapominając, że zostało mi tylko 1/2 życzenia zostałem białym murzynem, czyli byłem czarny od pasa w dół. Wybieliłem się w Arielu, lecz okazało się, że mam uczulenie i odpadło mi lewe ucho. Nagle znalazłem się na wielkim dyktandzie z historii i o dziwo miałem przedostatnie miejsce, gdyż udział brał też facet z drugim imieniem Maria i pseudonimem mistcz ortografiji. Zrozpaczony dostałem palpitacji i obudziłem się. Wstałem z łóżka i myślałem " Czy to naprawdę był sen ?" Przed łóżkiem leżało ugryzione awokado i kilka kawałków ementalera. Gdy zacząłem rozważania na ten temat uderzył we mnie rosyjski satelita i poczułem się jak w piosence " I'm in heaven".
Autorzy;
Marta
Szymon
Mateusz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz