czwartek, 7 lipca 2011

Nasza opowieść

  Dawno, dawno temu, wczoraj wieczorem, a może jutro rano podczas czyszczenia mózgu drucianą szczotką do toalety z fioletowego nieba nadszedł deszcz ognistych pulpetów.
  Siedziałem wtedy na fotelu z grzybów, z ogoloną głową, lecz z niebiesko-pomarańczowymi włosami, gdy nagle do mojego wariatkowa wpadł wściekły kurczak, który domagał się pulpetów z bułką tartą, a może jednak z dżemem. Hmm.. a to był tylko szalony sen.
  Wstałem, rozejrzałem się.. Wszystko było ok z wyjątkiem tego, że pewien królik siedział na mym parapecie z żyletką w łapce. Podszedłem do niego pytając się, co się stało - w moich latających kapciach zrobionych z zużytych chusteczek higienicznych. On bez słowa zaczął opowiadać mi całą historię, a było to tak...
  Za górami, za lasami, bardzo daleko, a może jednak niedaleko, zaraz w mojej komórce siekiera przemówiła do mnie ludzkim głosem. Było to nienormalnie normalne z odrobiną magii, lecz zwyczajne.
  Usiadłem na kolorowym pieńku obok siekiery, która walnęła mnie w łeb i wtedy zrozumiałem sens mego pokickanego życia, które w sumie sensu nie ma. Wtedy ujrzałem gdzieś w rogu na początku komórki albo korytarza całkiem niewielki, lecz duży przedmiot, który był w cieniu, lecz błyszczał jak słońce. Podkickałem nieskromnie, by wymacać ten tajemniczy przedniot i ku mego zdziwienia to " coś " zaprowadziło mnie na ten obcy mi parapet. Tym sposobem zapatrzony w magiczne słońce usiadłem na ostrą rzecz i uszkodziłem sobie część ciała, która jest bardzo wrażliwa od niektórych czynności.
  Poczułem ogromny smród, gdyż popuściłem w futro, które zafarbowało się na ciemny zielony. Wstałem z ogromnym bólem uszu i zaplamionym śliniaczkiem na mej granatowej, metrowej szyi. Wtedy zorientowałem się, że okno jest zamurowane, a cegły są stworzone w wyniku; blondynka + cement = pustak. Wziąłem ogromną żyletkę, która wykrzyknęła do mnie oczami; " Konicziła ". Wtedy ujrzałeś mnie..
  Ogromnie zdziwiła mnie ta opowieść i dopiero teraz zorientowałem się, że to działanie wieczornych chalucynków, a może to jednak dalej jest sen...

                                                                                                                                        Autorki :
Marlena
Dagmara
Iza
                                                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz